Stowarzyszenie Koszykarski
Klub Sportowy Basket Poznań
Oficjalna strona klubu

Suzuki 1LM Enea Basket Poznań – KKS Polonia Warszawa 86:71

/22:22, 15:14, 29:10, 20:25/

Jak wszystkie i to było ważne. Spotkanie z rywalem, który na starcie rozgrywek i początkowej niemocy nabrał zupełnie innego tempa i w tabeli wyprzedzał nas z bilansem 14 zwycięstw, w tym niektórych spektakularnych. Poza tym w pierwszej rundzie w meczu wyjazdowym przegraliśmy różnicą 10 punktów. Jeżeli jeszcze weźmiemy pod uwagę porażkę w turnieju przedsezonowym, to rzeczywiście był czas na rewanż, ale z pytaniem czy się uda? Na rozgrzewce pod względem fizycznym lepiej prezentowała się drużyna warszawska, ale jak wskazują statystyki, nie tylko to się liczy na drodze do zwycięstwa. Zapytam, bo nie jestem pewien, ale może nasi zawodnicy przed meczem pomyśleli: nie będziemy powtarzać maksymy Kartezjusza i jego „ Myślę, więc jestem”, a my będziemy oryginalni i mówimy: „jesteśmy, więc myślimy”. Oczywiście pomyśleli wespół z trenerami jak wygrać mecz. Z jakim rezultatem to już wiadomo. No cóż, nie pozostaje nic innego jak zacząć mecz.

Mecz rozpoczyna rzut sędziowski i w tym względzie od ostatniego spotkania nic się nie zmieniło. Wygrywa zawodnik gości D. Cechniak /210 cm wzrostu/, ale jak wykaże przebieg spotkania, to W. Fraś będzie górował wespół z Dymkiem w zbiórkach, o których głownie powinien decydować wzrost. Pewnie z tego względu trener P. Szurek nigdy mnie nie desygnuje do rzutu sędziowskiego. Wracamy do meczu, ponieważ w tym czasie piłka ponownie znalazła się w rękach D. Cechniaka, a on zrobił z tego użytek w postaci 2 punktów. Teraz przez 2 minuty trwają próby zdobywania punktów na tyle skuteczne, że zespół Polonii zdobywa ich 7, a my 6. Ponieważ zrobiło się monotonnie, co nie znaczy bez emocji, przełamujemy tą chwilową równowagę i w ciągu następnych 4 minut powiększamy nasz dorobek o 12 punktów, a drużyna stołeczna tylko o 4. By było ciekawie, w ramach walki ze wspomnianą monotonią, teraz drużyna gości zdobywa 7 punktów, a nasz zespół zadowala się zdobyczą równą zeru – 18:18. Jeszcze po 4 punkty dokładają zgodnie obie drużyny i po pierwszej kwarcie tablica wyników ogłasza rezultat 22:22. W kolejnej – drugiej kwarcie – przez 3 minuty trwa wyrównany pojedynek, gdy przy stanie 24:26 swoją obecność na boisku zaznaczają M. Tomaszewski, M. Dymała i J. Andrzejewski. Ten ostatni popisuje się dwukrotnie efektownym wsadem, po których entuzjazm kibiców niesie się aż nad Wartę, a jednocześnie na tyle zapiera dech w piersiach zawodników Polonii, że tracą 11 punków, a jednocześnie zaparty dech uniemożliwia im zdobycie punktów 35:26. Ale przecież w końcu trzeba oddychać. Goście biorą głęboki oddech i na koniec pierwszej połowy notujemy rezultat 37:36. Można tylko dodać, że w tym meczu drużyna warszawska już nie wyszła na prowadzenie. Jeszcze nikt nie wie co przyniesie druga połowa meczu, bo pierwsza już wiemy, że była wyrównana. Zaczyna się ostrożnie i tak to trwa 1,5 minuty,  ale następne 1,5 minuty przynosi istotną dla tego meczu zmianę, jakże radosną dla naszej drużyny i naszych kibiców w postaci prowadzenia 46:39 /6:47/. To jeszcze niczego nie oznacza, prowadziliśmy już 9 punktami, ale tym razem jest inaczej. Kolejne 8:0 wyprowadza nasz zespól na prowadzenie 54:39. W tym meczu aż 15 punktami! i to na niecałe 5 minut przed zakończeniem tej kwarty. Idziemy za ciosem, jak to mówią sekundanci bokserom, co dla mnie jest oczywiste, że ciało podąża za ciosem, bo przecież ręka nie odrywa się od danego ciała, i poszli. Na tyle skutecznie, że „zrobiło się”, oczywiście „samo się zrobiło” 61:41, a potem 66:46. W tym momencie biegnący czas powiedział, więcej mi się już nie chce biec i postanowił zakończyć tą kwartę. Jestem pewien, że nikt przed meczem, a tym bardziej po drugiej kwarcie, nie spodziewał się takiego rezultatu. Zgodnie z wcześniejszą „tradycją”, tego meczu już nie powinniśmy przegrać. „Tradycji” stało się zadość i po trochę mniej atrakcyjnej ostatniej kwarcie, ostatecznie zwyciężamy 86:71. Dobrze spisał się atak i obrona, a dwóch zawodników W. Fraś /MVP spotkania/ i M. Dymała uzyskało dd. Dla mnie szczególnie imponujące są ich liczby zbiórek i to jest nawiązanie do jednego z pierwszych wierszy tej relacji. W tej tak radosnej dla nas chwili chyba wypowiedź trenera Pana Przemysława Szurka będzie również radosna. No to sprawdźmy:   Odnieśliśmy bardzo ważne zwycięstwo zarówno w kontekście utrzymania, jak i możliwości podgonienia zespołów ponad nami walczących o play-off. Duże słowa uznania dla moich zawodników, za egzekucję założeń taktycznych zarówno w ataku jak i w obronie. Udało się wyłączyć strzelców po stronie gości i znacznie ograniczyć możliwości Damiana Cechniaka po obu stronach parkietu. Wybitne spotkanie rozegrał Marcin Dymała, a 6 już double-double w tej rundzie rozgrywek dołożył Wojtek Fraś.

Punkty dla Enei zdobyli:

M. Dymała dd 24, 1×3, 14 zb., W. Fraś dd 19, 2×3, 13 zb., M. Tomaszewski 12, 2×3, M. Wielechowski 11, 1×3, J. Andrzejewski 8, 1×3, J. Nowicki 8, 2×3,

B. Ciechociński 2, J. Fiszer 2

– dla Polonii najwięcej punktów zdobyli:

P. Gospodarek 15, 2×3, S. Bames-Thompkins 11, 2×3, 5 zb., M Kierlewicz 10, 1×3, A. Linowski 9, 9 zb.

Przy wejściu spotkałem już stałych bywalców i dobrze, tak rodzą się kibice, którzy są zawsze. Nawet nie musiałem pytać o przewidywany wynik meczu. Adziu, zaczął Biniu, nawet nie pytej. Teroz kożden mecz bydzie ciynżki. Teroz zaś patrz, dejmy na to taki Zgorzelec pucnął u sie tegu Traka zez Radomia, a dzie jezd jedno mana, a dzie drugo wew tabeli. Nima co godać. Kożdo mana może już teroz cheba dać wew gor inkszej. Guli tego nie bydymy zgadywać, a chto wygro, to powiymy po meczu. Rzeczywiście, już nie będzie łatwych meczów, ale to było wiadome już dużo wcześniej, gdy niespodzianka goniła niespodziankę. To do zobaczenia.

To jesteśmy po meczu i co powiecie? Łe jery, toć po wygranym meczu kibol zawdy mo radoche, a przeciyż my som  kibole, no nie?, zaczął Biniu. Dziebko było ciynźko wew piyrwszy i drugi ćwiortce,- kwarcie poprawiłem. Tedy uni jeszczyk szli gor wew gor, ale zaś wew trzeci, no jak ty tam godosz kwarcie, to my jeich rozjachali jak rolwaga  żabe na szynach. Szczype gorzy nom szło wew ostatni, no wiysz, po twojymu kwarcie, a po naszymu ćwiortce, ale zaś patrz toć to jezd podane: dwie kwarty to jezd połówa i dwie ćwiortki to przeciyż tyż jezd połówa,  dla nos lepi jak są ćwiortki, bo my som lepi ze tym obeznane. Zaś patrz jak dzisiej grali Dymek i Fraś. Dymek nie jezd taki kakalud, ale zaś łyngol tyż nie jezd, a hycoł jak hasaj i chapnął 14 piółek i dzisiej mioł fifa do gry, a zaś Fraś, którny zez naszych jezd nojwyższy ginol, tyż hycoł jak kangur wew kiertynach i musioł walczyć zez ichnimi ginolami i jeszczyk śwignął 19 punktów i capnął 13 piółek. Tej, a zobocz Andrzyj jak un hujtnął i zrobiół tegu slumsa, do rozmowy włączył się Eda. Slamsa?,spytałem zdziwiony. Łe jery Adziu, sie nie staluj, przeciyż wiysz o co sie rozchodzi. I jeszczyk coroz lepi gro Wielech. A wew obronie to cołko mana chapała, oż miło było szpycować. Co tu wiela blubrać: dzisiej mieli my ucieche zez tegu meczu i nima co brawyndzić. I wiysz, co ci powiym?, Andzia godała, guli Pela mo imieniny, bydymy musieli cołką famułą fyrać do ni do chaty, bo tam bydzie hurma wiary, ale bezymnie. Jo tam dyrdom na mecz. A dopiero zaś potem moge sie tam sknaić, zakończył Biniu.

Zdj. Beata Brociek

Alej