Stowarzyszenie Koszykarski
Klub Sportowy Basket Poznań
Oficjalna strona klubu

1LM SKS Fulimpex Starogard Gdański – Enea Basket Poznań 71:79

/15:23, 9:21, 22:16, 25:19/

Środa 18 października, godzina 17:30 i oto stają naprzeciw siebie zespoły ze Starogardu Gdańskiego i Poznania w 6 kolejce spotkań 1LM w koszykówce. Spotkanie jedno z wielu w tej kolejce, ale dla nas ważne, bo to dotyczy naszego zespołu. Stajemy w szranki z zespołem, który w poprzednim sezonie pokonał nas dwukrotnie, a wcześniej się nie spotkaliśmy, bo zespół z gospodarzy zawsze występował w rozgrywkach o klasę wyżej od nas,  niezależnie jaki klub reprezentował Poznań w rozgrywkach koszykówki męskiej w 1LM. Również w tym sezonie zespół starogardzki na razie spisuje się lepiej i poniósł tylko jedną porażkę. Czołówka tabeli. Przewaga zespołu miejscowego wydawała sie być oczywista. Na dodatek, jeszcze wtedy nie wiedzieliśmy, że przewrotny los utrudni nam walkę o zwycięstwo, a jednak…Może jednak po kolei.

Rozpoczyna się mecz dla nas w sposób wielce obiecujący. Po dwóch udanych akcjach Wojtka Frasia prowadzimy 4 :0. Na to gospodarze odpowiadają jednym celnym rzutem za 1 punkt. To dopiero początek emocji, gdy do zwiększania naszego dorobku punktowego włączają się kolejno Patryk Pułkotycki za 3 oraz Piotr Wieloch i Hubert Pabian 2×2 – 1:11 /6’10’’/. Początek marzenie, ale doskonale wiemy, że losy meczu wielokrotnie się zmieniają nie tylko przy takim wyniku. Przecież gospodarze się w końcu obudzą, ale budzenie utrudnia im nasza doskonała obrona. Gdy w końcu trafia trójkę dobrze nam znany Mikołaj Kurpisz, my odpowiadamy kolejno zdobytymi 9 punktami /4:20! w 2’:57’’/. Na nic się zdaje rotacja w zespole SKS . Niestety, ale ta 8 minuta gry w pierwszej kwarcie to jest ten niezwykle pechowy fragment meczu. Na parkiet nie wróci już nasz podstawowy rozgrywający Piotr Wieloch. To wytrąca nas, na szczęście chwilowo, z „uderzenia”. Wykorzystuje to zespół Kociewskich Diabłów i do końca tej kwarty zmniejsza nasze prowadzenie do 8 punktów – 15:23. Szybko otrząsnęliśmy się z tego niepowodzenia w przerwie między pierwszą i drugą kwartą, a skutecznej odpowiedzi udzielił Marcin Dymała Dymkiem zwany, zdobywając kolejno 6 punktów – 18:29. W połowie tej kwarty uzyskujemy 10 punktowe prowadzenie 23:33, ale to jest dopiero zapowiedź co się stanie w dalszej części tej kwarty. Przez pozostałe 5 minut drużyna starogardzka zdobywa 1 /słownie jeden/ punkt, my natomiast do swojego dorobku dodajemy 11. Wynik do przerwy jakiego nikt by się nie spodziewał 24:44. Czas na przerwę, a po przerwie ja już wiem, co będzie. Druga połowa meczu. Pod tym względem nic się nie zmienia. Już przedszkolak nawet wie, że gdy chodzi o połowy, to są dwie. Bardziej serio mówiąc można liczyć na zmasowany atak przeciwnika i próbę odrabiania strat, bo jak uczy historia koszykówki, nie takie przewagi bywały zniwelowane. Również 3 kwarta zaczyna się rewelacyjnie, gdy po udanych akcjach H. Pabiana, P. Pułkotyckiego, W. Frasia i Kuby Andrzejewskiego nasze prowadzenie osiąga apogeum: 27 punktów 31:58 /5’54’’/. Czy to oznacza już nasze zwycięstwo? Niestety, ale wtedy nasza gra się załamuje. Zmęczenie agresywną obroną daje znać o sobie. W czasie pozostałym do końca tej kwarty tracimy 15 punktów, przy zaledwie 2 zdobytych naszych. Koniec kwarty 46:60. Czy mimo to przewaga jest wystarczająca, by wygrać? Odpowiedź może nadejdzie już po 10 minutach czystej gry, a może i nie. Krótka przerwa pozwala na krótki oddech, a to pomaga przystąpić do może ostatniej części meczu z nowymi siłami. I przystępujemy. Po niecałych 2 minutach gry w tej kwarcie prowadzimy 19 punktami 66:47 /zapis odwrotny/. A teraz to już wystarczy? Ponieważ wynik meczu jest znany chociażby z tytułu, to okazało się, że wystarczyło, ale po dwóch zrywach, czyli runach zespołu pomorskiego 11:0 i 7:0 na półtorej minuty przed zakończeniem spotkania na tablicy wyników pojawił się rezultat 71:73, a to oznacza, że z naszej przewagi zostało tyle „co kot napłakał”. Na szczęście ten kot był szczególnie płaczliwy, a stało się to po obejrzeniu meczu w „kopaną” Mołdawia – Polska, po nieudanych akcjach gospodarzy „napłakał” jeszcze dla nas 6 punktów. Najpierw po błędzie kroków zawodnika SKS-u 2 punkty zdobył H. Pabian, a następnie skutecznie 4 krotnie wykonał rzuty osobiste M. Dymała ustalając wynik spotkania 71:79. Oczywisty wniosek: przewaga 20 punktów po pierwszej połowie meczu nie gwarantuje zwycięstwa, tylko znacznie je przybliża. Na marginesie meczu można zauważyć, że zdobycze punktowe rozłożyły się prawie równo na pierwszą piątkę i zawodników rezerwowych, i to bardzo dobrze. Duży w tym udział miał Dymek, który zdobył najwięcej punktów dla naszej drużyny, a jednocześnie zanotował dd. To tylko świadczy, że nieważne czy zawodnik wychodzi w pierwszej piątce, czy nie, ale to, w jakiej jest dyspozycji i tutaj należy mieć zaufanie do trenerów,  którzy doskonale wyczuwają i wiedzą jaka jest przydatność zawodników w konkretnym meczu, ale nie tylko. Dobrzy trenerzy wiedzą znacznie więcej. Poza tym często obserwuję treningi, no i oczywiście mecze, trenerzy to „kombajny wielozadaniowe”, spełniające wiele ról w drużynie i klubie, począwszy od trenera, poprzez wychowawcę, stratega i kończąc na psychologu. Po meczu jeden z zawodników wyznał: dobrze byliśmy przygotowani do tego meczu. I tak trzymać. A teraz czas i kolej na „światło”, które rzuci trener Pan Przemysław Szurek na miniony mecz: Zwycięstwo na bardzo trudnym terenie w Starogardzie nie jest zbyt często doświadczane przez przyjezdne drużyny, więc smakuje wybornie. Jednocześnie wdarł się gorzki posmak związany z kontuzją Piotra Wielocha, która prawdopodobnie wykluczy go z gry na dłuższy czas.
Wracając do meczu mieliśmy na niego plan, jak się okazało bardzo dobry. Już od kilku spotkań diametralnie zmieniła się nasza obrona, która w tym meczu była kluczowa. Pomimo trafionych tylko 3 rzutów 3pkt odnieśliśmy zwycięstwo. Idziemy w dobrym kierunku, teraz zostaniemy poddani kolejnemu testowi, żeby poradzić sobie bez pierwszej „jedynki”. W sporcie rodzi to jednak szansę dla zmienników, więc trzymajmy za nich kciuki, żeby dobrze to wykorzystali

Punkty dla Enei zdobyli:

M. Dymała dd 18, 12 zb., W. Fraś 15, 7 zb., H. Pabian 11, 6 zb., J. Andrzejewski 7, 1×3, P. Pułkotycki 7, 1×3, 9 zb., M. Kulis 6, P. Wieloch 6, P. Stankowski 5, 1×3,

J. Nowicki 4.

– dla SKS najwięcej punktów zdobyli:

P. Lis 13, 1×3, A. Kordalski 11, M. Kurpisz 11, 2×3, 6 zb., J. Parzeński 11, 8 zb.

 

2LM Enea Basket Poznań – Wiara Lecha Poznań 76:78

/22:19, 18:26, 22:17, 14:16/

Trochę niejako w cieniu meczu pierwszoligowców odbywał się mecz rezerw Enei w rywalizacji drugoligowej. Przeciwnikiem był lokalny rywal drużyna Wiary Lecha, czyli inaczej mówiąc spotkanie derbowe. Lepiej spotkanie zaczęli goście, którzy objęli prowadzenie i utrzymywali je przez pierwszych 6 minut. Wtedy nastąpił okres lepszej gry młodzieży Enei i najpierw wyrównali 11:11, a następnie objęli prowadzenie kolejno do 5 punktów. Przed zakończeniem tej kwarty drużyna Wiary Lecha odrobiła nieco strat i pierwsza kwarta zakończyła się wynikiem 22:19. W drugiej kwarcie przez 8 minut gra była wyrównana, a prowadzenie którejkolwiek drużyny było niewielkie. Dopiero ostatnie 2 minuty przyniosły prowadzenie zespołowi gości 5 punktami 40:45. W 3 kwarcie notujemy słaby okres gry naszych juniorów, który wykorzystuje rywal i zwiększa prowadzenie do 13 punktów po zaledwie 3 minutach gry w tej kwarcie. Wtedy do gry trener Czarek Kurzawski desygnuje R. Pawlickiego, który co prawda nie zdobywa punktów, ale swoją agresywną obroną zaraził pozostałych zawodników gospodarzy. Efekt jest natychmiastowy, po 5 kolejnych minutach Enea wychodzi na prowadzenie 57:56, a następnie 59:56. Do końca kwarty nie udaje się utrzymać prowadzenia, ale po wygraniu tej kwarty pozwala remisować 62:62 po celnej trójce K. Długiewicza. Ostatnia kwarta to gra „łeb w łeb”. Cały czas kręci się wokół remisu. Rozstrzygniecie zapada dopiero w ostatnich 30 sekundach gry, gdy zespół, umownie nazwany „przyjezdny”, zdobywa 4 punktowe prowadzenie po kilku naszych kardynalnych błędach. Jeszcze zdobywamy 2 punkty, ale ostatecznie zwycięzcą zostaje drużyna Wiary Lecha 78:76. Ciągle płacimy frycowe i to jestem w stanie zrozumieć, ale niektórych naszych strat niestety, ale nie. Zresztą obok naszej mocnej strony, do której zaliczam ambitną walkę do końca meczu, to do słabej liczbę strat /28/, niektórych żenujących, które nie przystoją nawet juniorom. Osobiście zauważam słabe podania, często sygnalizowane, niepewny chwyt – ile to razy piłka wypadała z rąk -, niepanowanie nad kozłem, co ułatwiało rywalowi wybijanie piłki z rąk w sytuacji, gdy była okazja do zdobycia punktów, obawa przed grą kontaktową z silniejszym fizycznie rywalem. Oczywiście, że tłumaczę to tremą, ale jeżeli myślicie o sukcesach, to musicie się jej pozbyć. Poza tym przestańcie się bać. Uwierzcie w swoje umiejętności, sprawność i siłę, przecież prowadzicie również trening siłowy i budowa ciała rywala nie oznacza, że musicie się go lękać.

Punkty dla Enei zdobyli:

J. Kluj dd 17, 12 zb., K. Długiewicz 12, 3×3, R. Szpakowski 12, 7 zb., A. Najder 8, 8 zb., M. Roszczka 7, 1×3, M. Ekici 6, 2×3,  J. Kołodziński 6, I. Krajewski 5,

Sz. Buczkowski 2, Sz. Kawiak 1.

Zdj. Beata Brociek

Alej