Stowarzyszenie Koszykarski
Klub Sportowy Basket Poznań
Oficjalna strona klubu

Suzuki 1LM Enea Basket Poznań – Dziki Warszawa 62:70

/10:24, 19:20, 14:12, 19:14/

Kolejne spotkanie i kolejne bardzo trudne z czołowym zespołem tegorocznego sezonu 1LM. Naczelne zadanie: przełamać serię porażek, ale czy to możliwe właśnie z tak trudnym przeciwnikiem? Odpowiedź przychodzi nadzwyczaj szybko. Zazwyczaj pierwsza kwarta to okres „rozgrzewki”, ale bywają wyjątki, a to potwierdził mecz, który za chwilę się rozpoczął. Przedtem jednak kilka słów, pośrednio związanych z tym tematem.

W raczej niezbyt wesołej atmosferze, a może właśnie dlatego, chciałbym wspomnieć o całokształcie działalności naszego klubu. Jasne, że wizytówką każdego klubu jest drużyna grająca na najwyższym szczeblu rozgrywek. Podobnie jest u nas, czasami z krzywdą dla dokonań zespołów młodzieżowych. Warto zwrócić uwagę, że jesteśmy jednym z niewielu klubów w rozgrywkach 1LM o tak znacznych osiągnięciach w rozgrywkach młodzieżowych. Najczęściej kluby skupiają się na ligowej drużynie seniorów, my natomiast musimy godzić organizację klubu skupioną zarówno na rozgrywkach ligowych, ale także na młodzieżowych. Ktoś przecież tą młodzież musi szkolić. Przypomnę, że czynimy to nadzwyczaj dobrze: mistrzostwo Polski U19, wicemistrzostwo Polski U15, czwarte miejsce U17, a zwieńczeniem tych sukcesów jest zajęcie, jeszcze według nieoficjalnych informacji, pierwszego miejsca w Polsce w sezonie 2021/2022  w klasyfikacji klubów szkolących młodzież. Poza tym wychowanie licznego zastępu zawodników reprezentujących nasze barwy narodowe. Wielu pewnie o tym nie wie, a wielu pewnie już o tym zapomniało. Nie trzeba wyjaśniać, że wszystko to wpływa na inne gospodarowanie środkami finansowymi i zasobami trenerskimi. Dlaczego akurat teraz wracam do tego tematu? Sytuacja zespołu w rozgrywkach pierwszoligowych stała się, mam nadzieję, że tylko chwilowo, trudna. Sprawy sportowe musimy sami rozwiązać, ale w innych liczymy na pomoc naszych kibiców, na wyrozumiałość i wytrwałość we wspieraniu naszej drużyny pierwszoligowej, a poprawnie: naszej i Waszej.

Tyle wstępu, a tymczasem rozpoczął się mecz. Wprawdzie rozpoczynamy dobrze, bo prowadzimy 5:2, ale w powietrzu wisi niepokój. Zespół warszawski rozpoczął od pierwszych minut od mocnej agresywnej obrony, trafiona trójka i poprawka za 2 punkty pozwoliła nam prowadzić 5:2. Krótko, bo wtedy swoje „moce produkcyjne” włącza drużyna Dzików i wynik zaczyna nam szybko uciekać. Nie to jednak jest trwożące, ale sposób gry naszego zespołu. Przypomina grę z fatalnych czwartych kwart. Goście obnażają całą naszą niemoc, co w połączeniu ze strachem i nerwowością naszej drużyny stwarza obraz wiejący grozą z boiska. Drużyna przyjezdna z łatwością powiększa swoją przewagę, co nie dziwi przy takiej naszej postawie w tym fragmencie meczu. Wynik 24:10 po pierwszej kwarcie mówi sam za siebie, a zarazem rodzi smętną obawę, że nastąpi pogrom naszej drużyny, tym bardziej, że uwagi trenera Szurka nie docierają do zawodników. Rozpoczyna się druga kwarta, a w grze naszej drużyny nic się nie zmienia. Kolejny czas i nic. Rośnie napięcie nerwowe zawodników i natężenie głosu trenera, aż wreszcie przynosi to skutek. Gdy przewaga drużyny warszawskiej rośnie do 23 punktów, następuje przełom w grze naszej drużyny. Zaczynamy bronić bardziej agresywnie i skuteczniej atakować kosz przeciwnika. Skutkiem tego przewaga rywala jeszcze do przerwy maleje do 15 punktów. Oczywiście, że to ciągle jeszcze dużo, ale wreszcie widać walkę naszych zawodników. Po przerwie oglądamy już naszą drużynę z końca drugiej kwarty. W efekcie wygrywamy trzecią i czwartą kwartę łącznie z przewagą 7 punktów. To nie pozwala wygrać meczu, ale zapalić światełko, że wcale nie musi być źle. Zanim wysłuchamy, a raczej przeczytamy opinię o meczu trenera Pana Przymysława Szurka, niech mi będzie wolno podzielić się pomeczową refleksją. Nie mamy w zespole wybitnych zawodników, którzy mogliby decydować o losach meczów. Niestety, ale nawet ci wyróżniający się nie posiadają stabilnej formy. Od wielu meczów nie zdarzyło się, żeby wszyscy zagrali na swoim dostępnym, najwyższym poziomie. Tą tezę podpieram przykładem. Wczoraj dobry mecz rozegrał Marcin Dymała, ale po kilku wcześniej rozegranych słabych, poniżej jego możliwości. Gdyby taki mecz rozegrał kilka dni wcześniej w meczu z Kotwicą, to śmiem twierdzić, że seria porażek już wtedy zostałaby przełamana. Podobnie, z różnych względów, waha się forma innych czołowych zawodników. Mamy zespół o określonych możliwościach sportowych, ale nikt nie powie Wam złego słowa – to zasłyszane wśród kibiców – jeżeli wykażecie waleczność, ambicję i wolę zwycięstwa do ostatniego fragmentu meczu. Poza tym rzecz chyba najważniejsza: szanujcie zdrowie trenera, bo to byłaby największa strata i porażka jaką moglibyśmy ponieść. Żeby nie kończyć tak minorowo: na przeciwniku wymusiliśmy więcej strat niż sami popełniliśmy, graliśmy z zespołem, który jest wymieniany jako jeden z kandydatów do awansu do ekstraklasy, my na razie nie mamy takich aspiracji, poza tym wygraliśmy 2 kwarty, a jedną przegraliśmy minimalnie. Panie trenerze prosimy o komentarz, zwracam się do trenera Pana Przemysława Szurka: Jesteśmy w trudnym momencie, seria trwa, a kalendarz rozgrywek podsuwa nam samą czołówkę ligi. Nie zmienia to faktu, że 3 kwarty meczu z Dzikami, a szczególnie druga połowa wygrana 33:26 daje nadzieję na lepsze jutro. Determinacja z jaką chłopacy walczyli w 2 połowie, próbując odwrócić losy meczu było tym, co chcielibyśmy widzieć prze 40 minut meczu, wówczas na pewno zejdziemy z uśmiechem na twarzy po zakończeniu spotkania. Jednocześnie duże podziękowania w kierunku kibiców, którzy tak licznie przybyli nas dopingować. Na tą chwilę jesteśmy w stanie odwdzięczyć się Wam walką i determinacją, mam nadzieję, że już niedługo damy Wam zwycięstwo.

Punkty dla Enei zdobyli:

M. Dymała 21, 3×3, W. Fraś 9, 9 zb., J. Nowicki 7, 1×3, J. Fiszer 6, M. Tomaszewski 6, M. Wielechowski 4, 1×3, J. Andrzejewski 3, 1×3, 6 zb.,

B. Ciechociński 3, 1×3.

Dla gości najwięcej punktów zdobyli:

A. Czujkowski 18, 1×3, M. Motel 16, 3×3, M. Bartosz 15, 5zb., M. Aleksandrowicz 11, 1×3.

Chciałem po meczu zagadnąć któregoś z kolegów. Zacząłem od Zygi, ale Zyga wyraźnie nie miał ochoty na rozmowę i tylko powiedział: Adziu, nie bydymy za wiela godać, bo muszymy zgolać zez szwungiem do Binia do chaty, bo un mo dzisiej urodziny i my się tylko wysmykli na chwiółke na mecz. A zaś potem ślubne by brawyndziły, guli tak długo nos nima. Cołkie szczyńście, że my som samochodem, to ruk cuk bydymy nazad wew chacie. Nie byłem pewny, czy rzeczywiście o to chodziło, czy raczej gra naszej drużyny zniechęciła ich do rozmowy. Ale widzimy się na następnym meczu? No wej?, jasne, jak klara wew same południe.

Zdj. Beata Brociek

Alej