Stowarzyszenie Koszykarski
Klub Sportowy Basket Poznań
Oficjalna strona klubu

1LM Enea Basket Poznań – Decka Pelplin 78:96  

/20:24, 23:32, 9:22, 26:18/

Z nadzieją oczekiwaliśmy na przebieg i końcowy rezultat tego meczu. Nadzieja nie rodziła się znikąd, ale z nowego składu, który w porównaniu z sezonem poprzednim powinien być mocniejszy. Jednak jak to w sporcie bywa, nadzieja nie zawsze pokrywa się z rzeczywistością. Szkoda, że ta nadzieja ulotniła się w pierwszym meczu, na szczęście nie ostatnim i zespół będzie miał jeszcze przynajmniej 33 okazje, by udowodnić, że oczekiwania nie były płonne.

Wygrywamy rzut sędziowski, ale pierwsze punkty zdobywają goście: 2:0. Po chwili wyrównuje W. Fraś i podobnie wyglądają pierwsze minuty spotkania do 6’49’’. Po tym czasie uzyskujemy 2 punktową przewagę za sprawą i skutecznością J. Jakubiaka, który zdobywa kolejno 7 punktów dla naszego zespołu, a zespół z Pelplina tyko 5. Po celnych rzutach M. Dymały i H. Pabiana, odpowiednio za 3 i za 2 punkty, obejmujemy najwyższe nasze prowadzenie 16:9, czyli 7 punktami. Cztery minuty przed zakończeniem tej kwarty jeszcze prowadzimy 7 punktami /18:11/, ale niepokój, przynajmniej mój, budzi łatwość zdobywanych punktów przez gości, a nam to przychodzi z trudem. Przecież prowadzimy, to czego się czepiam? Rzecz w tym, że coś mi się nie podoba w grze naszego zespołu. W dalszej części meczu się wyjaśni skąd mój niepokój. Nie czekaliśmy długo. Ostatnie 4 minuty tej kwarty radykalnie zmieniają obraz meczu na tyle, że śmiem twierdzić, że był to moment przełomowy tego meczu. W 7 minucie meczu? Co on pisze? Ten fragment przegrywamy 2:13, by zakończyć kwartę już niekorzystnym dla nas wynikiem 20:24. Rozpoczyna się druga część meczu i po niecałej półtorej minucie przez moment powiało nadzieją: zmniejszamy prowadzenie do 1 punktu /8:41/. Jeszcze raz przegrywamy 1 punktem /5:51/, gdy solidarnie najpierw drużyna Decki notuje run 8:0, a my odpowiadamy tym samym – 33:34 /5:51/. Już wyjaśnia się skąd brał się niepokój. Goście grają z większą swobodą, kryją bardziej agresywnie, a co najważniejsze – rzucają celnie. Trafiają w pierwszych dwóch kwartach 8 trójek!, a w rzutach za 2 punkty notują wskaźnik niebotyczny, nieprawdopodobny – 91,7%! Są dobrzy w tym trafianiu, ale my im tego nie utrudniamy. Już wiem skąd zrodziła się ta niepewność o losy spotkania /chodzi oczywiście o naszą wygraną/. Wyglądamy przy rywalu, jak byśmy byli na innym etapie przygotowań niż przeciwnicy. Dysponujemy inną szybkością, słabo walczymy o zbiórki, przegrywamy akcje jeden na jeden, stąd tyle punktów zdobytych przez drużynę pelplińską spod samego kosza i tak wysoki wskaźnik celności rzutów. Gwoli ścisłości w tym samym czasie trafiamy więcej od rywala rzutów za 2 punkty /11/, ale zaledwie 2 za 3 punkty! Jak nie idzie, to nie idzie. Na domiar złego, tak w tym jak i pozostałych fragmentach meczu, szczęście sprzyja drużynie przyjezdnej, gdy trafiają im w ręce piłki niczyje i to pod samym koszem. Poza celnością rzutów widać inne zaangażowanie zawodników w zbiórki i nie chodzi tutaj o zbiórkę złomu, czy inne zbiórki na cele mniej lub bardziej szlachetne. Dowód? Proszę, w całym meczu zawodnicy gości zbierają 41 piłek, my 23, a to są kolejne szanse na ponowienie akcji. Bilans strat i przechwytów jest podobny i nie stanowił o wyniku meczu. Ale dokończmy tą kwartę. Jej końcowy wynik to 43:56. Szczególnie ta druga liczba musi budzić niepokój. Gdzie jest obrona? Trzecia kwarta nie zmienia obrazu gry, jak się czasami zdarza. Nie tym razem. Jeszcze gorzej niż w drugiej kwarcie 9:22. Goście już się „rozpanoszyli” na dobre. Między innymi jeszcze dorzucają 3 trójki, a my tylko jedną, mają gorszy wskaźnik celności rzutów za 2 punkty /już „tylko” 85%/, ale również prześcignęli nas w celności tych rzutów /15/17/. Po trzeciej kwarcie przegrywamy 26 punktami i jak to mówią, jest już po meczu. Czwarta kwarta. Zrywamy się do odrabiania strat. Odrabiania, bo zniwelowanie jest już niemożliwe. Trafiamy 5 trójek, wreszcie bronimy bardziej agresywnie, ale zbiórki są w dalszym ciągu naszą słabością i przegrywamy 8:12. Powstaje pytanie, czy można tak było grać przez cały mecz, czy może mając wygrany mecz, przeciwnik pozwolił nam na nieco więcej? Na to pytanie nie odpowiem. Tyle znęcania się nad drużyną, ale by nie popadać w pesymizm /to byłaby kompletna paranoja, oceniać drużynę po jednym meczu/, to nieco cieplejszych słów. Mecze kontrolne to nie mecze o punkty, ale jakąś swoją wartość mają. Wyglądaliśmy w nich przynajmniej nieźle, ale również pamiętam niejeden przypadek, gdy tak zaczynały sezon drużyny, które na jego zakończenie były w ścisłej czołówce. Nie miałbym nic przeciwko temu, by taki scenariusz zapisał się w annałach Enei Basket Poznań. Każda przegrana budzi nastroje minorowe, ale niekoniecznie obiektywne. Tak jak się wszystko wybacza zwycięzcy, którego się nie sądzi. Dlatego warto wygrywać  i mieć święty spokój z krytyką. Zwykła niesprawiedliwość, ale gdzie ona jest? Już na pewno jej „nie ma”, gdy przegrywa nasza drużyna. Pamiętacie co na ten temat w słynnej komedii mówił Pawlak. Jest tylko wtedy, gdy jest po naszej stronie. A co na temat meczu miał do powiedzenia trener Pan Przemysław Szurek: Wszyscy czekaliśmy na rozpoczęcie nowego sezonu 1 Ligi, ale chyba mało kto przypuszczał, że zagramy tak rozczarowujący mecz na inaugurację. Decka Pelplin zasłużenie wygrała, będąc lepsza praktycznie w każdym elemencie gry, nie mieliśmy nic do powiedzenie nie mogąc nawet wrócić na chwilę do meczu w drugiej połowie. Jedyne co cieszy to frekwencja na trybunach, ale żeby ją utrzymać, musimy dać kibicom zupełnie inny poziom walki i zaangażowania.

  • Punkty dla Enei zdobyli:  
  • H. Pabian 12, 1×3, M. Dymała 11, 1×3, P. Wieloch 11, 1×3, W. Fraś 10, P. Pułkotycki 8, 2×3, J. Jakubiak 7, 1×3, M. Kulis 7, 1×3, J. Andrzejewski 5, I. Baganc 3, 1×3, W. Paczkowski 2, P. Stankowski 2.
  • Dla Decki najwięcej punktów zdobyli: 
  • P. Kędel 24, 3×3, F. Stryjewski dd 18, 4×3, 6 zb., 11 as., M. Konopatzki 16, 2×3, 7 zb., M. Sadło 14, 8 zb.

No to my som, zaczął Zyga, ale zez Edą nie buło tak pojedyńczo. Wczoraj wew funkcie godoł, że czuje sie dziebko nie rychtyg. Jak się sknaił nazad do chaty, to mioł dreszcze i gorąc. Tedy ślubno godo mu, że może to jakisiś bakcyl go chapnął i dała mu jakiesiś amedyny i harbaty zez chyćki na poty i poradzióła, by sie lignął do wyra. To cheba mu plożyło, bo rano już buł prawie ganc rychtyg, znaczy sie zdrów. A już całkiym buł zdrów, jak my mu przypomnieli, że idymy na koszykówe. Tej, jak widzisz Adziu, to koszykówka tyż jezd feste, jak teroz godają, medykament, ino że niektórne tegu nie wiedzą. Najchyntni uczaplili by się wew chacie, wew fotelu, a nojlepi jeszczyk kielońdek zez czymsiś do glugnięcio, abo inszky napój i kcą mieć rułe, ale tak dali nie idzie. Jak gnoty się zastoją, to zaś potym dopiero sie nie ruszą.

Porozmawiamy?, spytałem po meczu. Łe jery, lepi zaś potym, bo teroz som my nerwusiate i bydymy za wiela brawyndzić, a trzebno zez rułą odczekać, oż minie racha. W porządku, zgodziłem się na „zaś potym”.

Zdj. Elżbieta Skowron

Alej